#4 Justyna Bednarek & Jagna Kaczanowska - Ogród Zuzanny. Tom 1. Miłość zostaje na zawsze

Czy 24 września to dobra data na kontynuowanie blogowania? Tego nie wiem, ale zawsze warto spróbować. Systematyczność to chyba nie jest moje drugie imię. ;) 

Ostatnio było gorzko, niech zatem teraz będzie "na słodko". Nie mylić z: nieszczerze! Jestem świeżo po lekturze pierwszego tomu "Ogrodu Zuzanny" autorstwa Justyny Bednarek i Jagny Kaczanowskiej. Jak wrażenia? Już opisuję.



"Ogród Zuzanny" to niezwykle zabawna książka, pełna nieco uszczypliwego humoru, a przy tym wciąż ciepła i wzruszająca. Spędziłam przy niej naprawdę fantastyczny czas, choć oczywiście mogłabym się doczepić do kilku rzeczy.

Z założenia miała być to historia miłości Zuzanny i jej dawnej miłości - Adama, z którym los zetknął ją ponownie po 13-stu latach. Okazuje się bowiem, że dziewczyna (a może lepiej zabrzmi: kobieta?) ma zaprojektować mu ogród wokół willi, którą kupił. Nie powiem, spodziewałam się po pierwszym spotkaniu po latach czegoś więcej, niż Zuza schowana za ciemnymi okularami i koleś, który w ogóle nie pamięta, że kiedyś byli w sobie zakochani. Tutaj właśnie pojawia się pierwsza nieścisłość, zgrzyt i (jak dla mnie) oszukanie czytelników.

Dlaczego? Obiecywano mi historię o odzyskaniu dawnej miłości. Wyobrażałam sobie (myślę, że dosyć słusznie?), że w przeszłości byli w sobie bardzo zakochani, ale okrutny los nie pozwolił im być razem... 🤣 Tymczasem okazuje się, że ta ich wielka miłość trwała zaledwie tydzień. Aha, no to ja już raczej nie mam pytań.


Kiedy koleś już jednak zakuma, że ta śmieszna kobietka, to jedna z jego dawnych miłostek, Zuzanna, (za pomocą sekretnego języka kwiatów, którymi obsadzi mu ogród) będzie chciała przekazać Adamowi coś ważnego... Przez cały czas zastanawiałam się, czy... nie prościej byłoby po prostu ze sobą porozmawiać? 🤣 Pomijam fakt, że to facet i ostatnie, co przyszłoby mi do głowy, to że wpadnie on na pomysł zakupienia książki o wiktoriańskim sekretnym języku kwiatów, a potem będzie chodził od krzaczka do krzaczka i dokładnie analizować, co one oznaczają. O pomyśleniu, że Zuzanna chce mu w ten sposób coś powiedzieć nawet nie wspomnę. Nie no, ale Panie tak na serio? ;) Wątek tej jakże (nijakiej) zakochanej w sobie pary był dla mnie po prostu nudny. Panu Bogu dziękować, że akcji z nimi było naprawdę niewiele i jako główni bohaterowie tak naprawdę zostali zepchnięci gdzieś na dalszy plan. Nieładnie, ale wyjątkowo mnie to cieszy.


Skoro tak marudzę, dlaczego jednak serdecznie ci ją polecam, czytelniku?

Ponieważ całej pikanterii dodawały prawie wszystkie postaci poboczne. Moim numerem jeden była niezwykle charyzmatyczna babcia Cecylia, wiecznie zrzędząca mama Krystyna, zwariowana przyjaciółka Wiola (z którą de facto mogłabym się w pełni utożsamiać), całkiem wyluzowany proboszcz Fąfara, nieco zdziwaczały ekolog w obcisłych legginsach Jacek (historia z żabą na jezdni bawi mnie do teraz 😂), cukiernik Stanisław oraz aptekarz Wiesław z panią Irenką. Z zapartym tchem śledziłam ich losy, śmiejąc się co rusz. W tle oczywiście Stara Leśna, w której działa się akcja. 

Śmiałam się praktycznie przez 3/4 książki, a niektóre sytuacje - choć były czasem mocno przerysowane, sprawiały, że nie mogłam oderwać się od tej historii ❤

Zatem jeśli szukacie lekkiej, zabawnej historii na najbliższe ponure miesiące, to koniecznie poznajcie bohaterów tej książki. Ja jestem naprawdę zachwycona!


Czytaliście?

#3 - Mia Asher - Arsen, opowieść o nieszczęśliwej miłości

No dobra, to dzisiaj będzie na ostro. Skończyłam tę książkę i musiałam sobie dać czas na ochłonięcie, bo inaczej poleciałoby tu dużo brzydkich epitetów na jej temat. ;)

Jeżeli jest w życiu coś, czego nienawidzę najbardziej, to jest to zdrada. Nie interesują mnie żadne jej "usprawiedliwienia", bo takich nie ma. I tyle w temacie.


"Arsen", to historia Cathy, która od 11 lat jest w szczęśliwym związku z Benem - ideałem mężczyzny. Ale takim na serio. I tak, wiem, że ideały nie istnieją, ale dobrze czasem o nich choćby poczytać. To coś jakby legenda. Każdy słyszał, nikt nie wie, czy naprawdę istnieli. ;) W każdym razie, wracając do Bena - od razu go polubiłam, mimo że z reguły nie lubię tak bardzo wyidealizowanych postaci. Ale do rzeczy - Cathy jest po 4 poronieniach i z każdym kolejnym coraz bardziej odsuwa się od męża. Na początku jej współczułam, bo wiem, że nie ma nic gorszego, niż strata dziecka. Później jednak nienawidziłam jej z każdą kolejną stroną i było mi naprawdę wszystko jedno, co ona czuje, bo zachowywała się jak dzieciak, który nie dostał lizaka, a nie jak dorosła 30-letnia kobieta.



Cathy spotyka tytułowego Arsena, dzieciaka młodszego od siebie i momentalnie trafia ją strzała amora, który najwyraźniej celował nie w to miejsce, w które powinien, wywołując u niej dreszcz podniecenia na sam jego widok i swoje prostackie zachowanie. Cóż... Pierwsza rozmowa, a koleś już zaczyna się do niej dobierać i proponuje seks. Cathy niby jest oburzona, wielce cnotliwa, ale w sumie to przy okazji bardzo podniecona i tak naprawdę gdyby tylko mogła, to wzięłaby go tu i teraz. Od razu tonie w jego kryształowych oczach (ale wcześniej tonęła w klonowych męża - tak żeby była jasność ;-) ).

Arsen to typ, który zalicza wszystko, co tylko się rusza. Cathy to jednak nie przeszkadza w czuciu do niego "miłości" ;-) Wprost przeciwnie! Któregoś dnia obserwuje, jak Arsen na biurku "zajmuje się" nowo poznaną pracownicą, Cathy stoi w drzwiach i przygląda się im, a wtedy on (Arsen) się do niej uśmiecha, nie przerywając jednocześnie swojej "pracy".  Kolejnej pod rząd, oczywiście z różnymi paniami. Normalny człowiek raczej by wyszedł, jednak Cathy stoi zaciekawiona i zapewne ma ochotę dołączyć. W końcu praca taka nudna... Szczytem absurdu było też dla mnie, gdy Arsen wprost mówił, że po seksie porzuca swoje zdobycze, na co Cathy stwierdziła, że powinna być oburzona, ale w sumie to on się tak słodko rumieni, że woli go przytulić :D (autentyczny cytat) - nooo także trzymajcie mnie, bo "nie wyczymię" (celowy błąd). Z każdą kolejną stroną było tu więcej absurdów i miałam ochotę wyrzucić ją przez okno.

W książce jest tylko seks. Raz z mężem, sto razy z Arsenem. Pojawiają się obrzydliwe kłamstwa, zbywanie męża i wymyślanie kolejnych wymówek, byle tylko móc przespać się z tym dzieciakiem. A dlaczego? Bo Cathy poroniła i dlatego jej wolno! Serio? Świetna wymówka, nie ma co. Plasnęłabym taką w twarz i wyrzuciła z domu, nie oglądając się nawet za siebie. Dawno mnie nikt tak nie wkurzył jak Cathy. Dawno w żadnej książce nie spotkałam większej kretynki i niewyobrażalnej egoistki. Zakończenie totalnie od czapy - (UWAGA SPOILER!!!!!!!) Cathy nie zasłużyła na happy end, serio. Mogli zakończyć na porodzie i poziom żenady byłby utrzymany względnie na tym samym poziomie, a tymczasem koniec był tak przesłodzony, że dosłownie mnie zemdliło.

Jedyne co, to wzruszyły mnie na końcu uczucia Bena i współczułam mu takiego potraktowania. W końcu nie tylko Cathy straciła dzieci, Ben również, a ona ani razu nie zastanowiła się, co on może czuć. Nie zasłużył na to. Książka całkiem wytrąciła mnie z równowagi, więc zgodzę się z autorką, że nie pozostawi nikogo obojętnym, bo Cathy czytając nienawidzi się tak mocno, że cała reszta przestaje mieć tak naprawdę znaczenie... Nie polecam. Gniot, z którego nie wyniosłabym żadnych wartości. No chyba, że autorka chciała pokazać, że warto zdradzać, bo w końcu osiąga się upragniony cel... no to w porządku. Ale ja tego nie kupuję.

#2 A. J. Finn - Kobieta w oknie


Święta, święta i po świętach! Minęło szybciej, niż mogłabym się tego spodziewać. Było miło, baaa, powiedziałabym nawet, że było zajebiście. Przekroczyłam kolejną granicę swojej niepewności i jakiejś tam namiastki strachu. Dałam radę i jestem z siebie bardzo, bardzo dumna. A to chyba najważniejsze, nie? ;) 

Pomyślałam zatem, że czas ruszyć dupę i wziąć się za kolejny projekt. No i wreszcie zacząć na dobre pisać na tym blogu. Będzie pewnie specyficznie, bo takie jest też moje poczucie humoru i odbieranie rzeczywistości, ale... no cóż, prędzej czy później znajdzie swój swego, więc zaczynajmy! :D Bierzcie niektóre słowa z przymrużeniem oka, bo - serio - szkoda życia na niepotrzebne nerwy. ;)

***

Od tygodnia męczę jedną książkę. Podobno niewyobrażalny hit. Podobno zakończenie wbija we fotel, a czytając ją, ciężko przestać. Jak to określił Stephen King - jest "nieodkładalna"! Pozytywne recenzje spływają niemalże z każdej strony, a jękom zachwytu nie ma końca. Gdyby tak się uprzeć, to odrobinę mogłabym dołączyć się do tych jęków. Większość jednak musiałabym przy nich poudawać. Ale po kolei.

Chodzi oczywiście o najnowszy hit Wydawnictwa W.A.B. - "Kobieta w oknie". Kojarzycie? No to fajnie, zatem zapraszam.


#1 Pierwszy wpis

Dzień dobry, cześć i czołem. A może po prostu witajcie? Czasem miewam szalone pomysły, a oto właśnie w mojej głowie zrodził się kolejny. Blog książkowy! A może życiowy, coś a'la pamiętnik? Tak, to jest to! Przeszłam już w swoim życiu przez kilka podobnych. Do każdego wracałam później z sentymentem. Aż wreszcie przyszedł chyba czas, by rozpocząć nowy rozdział. Jak to mówią, Nowy Rok - nowa ja? Podobno. W takim razie dlaczego by nie spróbować i tym razem?

Wobec czego witaj na moim blogu Sercem czytam. Docelowo pragnę opisywać tutaj książki, które przeczytałam, lub które aktualnie wiszą na mojej wishliście. Ale kto wie? Może przeczytasz tu też kilka ważniejszych dla mnie tekstów? Nie chcę wiele obiecywać. Pięknie mówić potrafi każdy. Gorzej, kiedy trzeba obietnicę wcielić w życie. Większość osób na tym polu zawodzi. Nie chcę być kolejną z nich. Ale nie chcę się również ograniczać wyłącznie do książek.

Decyzja o nazwie bloga była całkowicie spontaniczna. Takie podobno bywają najlepsze. Zobaczymy jak będzie tym razem. Wszystkie lepsze nazwy, które przychodziły mi do głowy, były już zajęte. Trudno. Bywa i tak. Myślę, że ta nie jest taka znowu najgorsza. ;)

https://unsplash.com/photos/9c_djeQTDyY

Pewnie zastanawiasz się teraz, kim ja właściwie jestem i z jakiej choinki się urwałam? Zważywszy na to, że zapewne u niektórych z nas (w tym i u mnie) gości jeszcze choinka, choć czar po magii świąt dawno prysł, można by nawet uznać to za niezły żart. Trochę suchy, ale co tam. ;) A tak już całkiem na serio, to czasami sama szukam jeszcze odpowiedzi na to pytanie. Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to odpowiedź, że kimś dalekim od tej osoby, którą byłam jeszcze kilka lat temu. Czasem sama siebie nie potrafię rozgryźć. Chciałabym napisać to, co zapewne napisałabym dawniej: niepoprawną romantyczką, wierzącą w ludzi i kochającą świat, mimo wszystkich przeciwności losu, jakich doświadczyłam. Tylko czy dzisiaj na pewno umiałabym się jeszcze pod tym podpisać? Cóż, nie zawsze.

Jeżeli zapragniesz się ze mną skontaktować, zapraszam na sercemczytam@wp.pl

Do usłyszenia niebawem!
Copyright © Sercem czytam